11 sierpnia 2014

Książka cz. 3 - Straszyceum w innym wydaniu


Siema wszystkim! Rozpiska pojawi się w środę, ale nadal nie wiadomo czyja, bo jest remis, więc bierzcie się do roboty i głosujcie XD.

A więc jak nie rozpiska, to "książka". Jak pięknie zauważyła Aleksa, to jest bardziej scenariusz. I taka jest prawda, bo my to z koleżanką grałyśmy, czyli odgrywałyśmy role niczym aktorki, a ja to później spisałam w miarę mojej ulotnej pamięci. 

Akcje na "Holu", "Sali gimnastycznej" i jeszcze fragment "Randki Franki" była grana fizycznie, a nie tylko podawanie długopisu z ręki do ręki ;) 

Ahhh aktorstwo, jedno z moich niespełnionych marzeń... 
"Granie" pokazała mi inna koleżanka. Robiłyśmy wtedy własną wersję Death Note'a i Fullmetal Alchemist. Dobre czasy.

Tak a pro po anime, to ostatnio ciągle napotykam się na Kuroshitsuji. Również przypominają mi się stare czasy jak to oglądałam. Przez Was (osoby o których mówię na pewno będą wiedziały, że chodzi mi o nie) dostałam chcicy na słuchanie soundtracków z tego ;)

Taka jeszcze anegdotka. Jeśli czytaliście pierwszą część, to pamiętacie to jak Jackson potknął się i twarzą wylądował w keczupie? To jest sytuacja prawie autentyczna. Z nami do liceum chodził chłopak, który bardzo przypominał Jacksona, koszula w kratę, okularki i wieczna ciamajda. Pewnego dnia wracał ze sklepiku szkolnego z taką właśnie małą pizzerką z keczupem i na ostatnim schodku potknął się, ale na szczęście złapał równowagę i obeszło się bez ofiar. 
Taka sytuacja.  

A co do Cleo... niektórzy mogą pomyśleć, że jej nie lubię skoro stawiam ją w takim świetle jak w opowiadaniu. Wręcz przeciwnie, uwielbiam Cleosię, ale jak to u rodziny królewskiej trzeba zasłużyć sobie na ich szacunek ;)

W poprzednich częściach nie było spójności w czasach w jakich opisywane były czynności bohaterów. Zostało to poprawione na czas teraźniejszy. W niektórych przypadkach po prostu nie dało się tego zmienić by nie tracić efektu, więc może być parę odchyleń.   





[Kilka dni później]

S: <nie odzywa się do J od wyjścia z katakumb, ignoruje go jakby nie istniał> <siedzi pod drzewem z Ghoulią i patrzy jak ona czyta komiksy>
<C i D stoją oddalone, ale można je usłyszeć>
C: Nie wiem co się dzieje z tą szkołą. Znów mają przysłać nowego potwora.
D: Wspaniale, nie.
C: Właśnie, że nie! To wymiana między szkolna, kogoś z naszych odeślą.
D: Och nie. A co będzie jak odeślą którąś z nas?
C: Mogli by odesłać tą nową…
D: Tego raczej nie zrobią, bo jak już sama powiedziałaś ona jest NOWA.
C: Niech to skarabeusz ugryzie.
D: Nie przeklinaj, hehe.
C: <odwzajemnia chichot> Wydaje mi się, że Krewnicka nie pozbędzie się potworniarek. Czyli jesteśmy bezpieczne. Dzięki Ci Ra!
D: A Clawd jest w drużynie trumnokoszykówki, to też jest nietykalny. Niestety Ross też tam jest.
C: Oh nie! Deuci! Trzeba go gdzieś zapisać.
S: <pod drzewem> Wiem, że nikt mnie nie lubi, przyzwyczaiłam się…
G: Yyhaahy
S: Dzięki, Ghoulio. <uśmiecha się do niej>

[W szkole]

C: <biega i szuka Deuce’a> <wreszcie wpada na niego na korytarzu> Deuce!
Du: Cleo! Co się stało, dlaczego tak krzyczysz?
C: Musisz zapisać się do jakiegoś klubu! Nie chcę by Cię przenieśli…
Du: Jakiego klubu? Jakie przenieśli?? O co chodzi???
C: <tłumaczy mu wszystko> I właśnie, dlatego musisz się gdzieś zapisać.
Du: Cleo, jakby Ci to powiedzieć…
C: Co jest Deuci?
Du: Ja już jestem w pewnym klubie…
C: To świetnie, w jakim?
Du: Ale obiecaj, że nikomu nie powiesz.
C: Obiecuję. Masz na to królewskie słowo.
Du: „Ta jasne” Jestem w klubie kucharzy. Kocham gotować, ale wstyd mi to przyznać.
C: Oh Diusiu… <tuli go>

[Kolejne kilka dni później]

<jakaś nikomu nie znana dziewczyna opuszcza MH, a na jej miejsce przybywa inna>
F, D, C, Cl, L: <jako komitet powitalny>
<z samochodu wysiada postać> <wszyscy są w wielkim szoku jak widzą zombiaczkę>
C: Zombie?!
Zomb: Witajcie.
F, D, C, Cl, L: ??? <szczęki im opadły>
Cl: Może tylko tyle umie powiedzieć.
C: Pewnie tak, zaraz będzie jęczeć jak Ghoulia.
Zomb: Niestety muszę Was zmartwić. Potrafię mówić normalnie, właśnie dlatego mnie wybrali na tą wymianę.
F: Yyy… Miło nam Cię gościć, znaczy się nie gościć, bo z nami zostajesz… więc… miło nam… że jesteś.
Zomb: Dziękuję. A, nie przedstawiłam się. Nazywam się Ana Parsnip.
D: Zapraszamy do szkoły.
L: Oprowadzimy Cię.
<dziewczyny się przedstawiają i zaczynają oprowadzać Anę po szkole>
A: <prosi, aby zostawiły ją przy bibliotece, aby mogła załatwić sobie książki> <wchodzi i widzi Ghoulię>
G: <zdziwiona podchodzi do A> <stoją naprzeciwko siebie, wzrostu są prawie równe, a sylwetkami mało się różną>
<G poprawi okulary, A robi dokładnie to samo w tym samym czasie, wygląda to jak lustro>
G: Yyehhgryyee
A: Yeehehryyyye
G i A: Yghy Yghy Yghy <śmich>
<dwie zombiaczki gadają sobie w najlepsze, a czas mija>
A: <rozmawiając z G nagle zauważyła coś leżącego na ławce> Yeehryee
G: Yeee
A: <idzie w stronę tego czegoś> Y, przepraszam. <puka w ramię cosia>
?: Yyech <ziew> Co, co jest? <przestrasza się szybko podnosząc głowę z ramion bezwładnie leżących na ławce>
A: Wybacz, nie chciałam Cię przestraszyć.
?: Spoko, chciałaś coś, bo raczej nie przydam się do niczego, bo strasznie chce mi się spać. <pada twarzą na blat>
A: Bałam się, że coś Ci się stało, ale skoro tylko sobie spałeś… <odchodzi>
?: <pospiesznie podniósł głowę> Poczekaj… Jesteś nowa w szkole? Nie widziałem Cię wcześniej. Chodź usiądź ze mną.
A: „Yeah, o to chodziło.” <przysiada się do chłopaka, który zamiast włosów miał zielone liście>
?: Jesteś zombie, noo nie?
A: Tak…
?: I mówisz normalnie… Szacuj.
A: <rumieni się> „Jaki on uroczy” Tak w ogóle to jestem Ana. <podaje dłoń>
?: Partick. <ujmuje jej dłoń swoją> <jego palce są wydłużone, wyglądają trochę jak patyki>
A: <uśmiecha się uroczo> Z jakiej jesteś razy? Nie mogę Cię nigdzie dopasować.
P: To dlatego, że nie jestem czystej krwi Entem…
A: Ent… Właśnie tak coś obstawiałam.
P: <puszcza jej oko> Moja mama jest Entianą, a tata człowiekiem.
A: Mieszanie gatunków nie jest zbyt dobrze przyjmowane…
P: Wiem… Ale co poradzić. Jak się kochają to nich sobie żyją. W końcu powinienem być im wdzięczny, że tu jestem, hehe.
A: „Ja też jestem wdzięczna. Dzięki nim mogę patrzeć teraz na takiego przystojniaka. Ach, jaki on słodki” <rozmarza się>
P: A Ty co o tym myślisz?
A: Co, co, wybacz, możesz powtórzyć…
P: <roześmiał się> Pytałem się, co myślisz o nowej szkole.
A: <nerwowo się zaśmiała> Na razie jest tu miło, nie tak jak w poprzedniej szkole. Nikt mnie tam nie akceptował i nabijali się ze mnie. „I nie było tam Ciebie.”
P: A w jakimś konkretnym celu… przyszłaś do strachoteki?
A: Tak, przyszłam po książki.
P: Książki?! W Strachotece?
A: No tak, a czemu się tak dziwisz?
P: Bo ja tu przychodzę odespać zawsze.
A: Ach… to Ty sobie śpij a ja…
P: <ponownie z wielkim hukiem kładzie głowę na biurko>
A: … pójdę po książki. <idzie, a wracając jeszcze raz zagląda do Patricka, chce się jeszcze raz pożegnać z Ghoulią, ale tej już nie ma więc wychodzi>

[Hol]

A: <idzie sobie nagle widzi jak jakiś osiłek rozpłaszcza kogoś na ścianie> <osiłek mija ją, a ona tylko wzrusza ramionami i podchodzi do płaszczki, która teraz siedzi oparta o ścianę i pochlipuje>  Cześć. Coś się stało?
J: Nie, wiesz, nic się nie stało. Lubię dostawać łomot od takich półmózgów jak on. O ile mają chociaż pół mózgu.
A: Aha… Widziałeś może Frankie, Cleo, albo Clawdeen?
J: <podnosi wzrok> A po co Ci one?
A: Jestem nowa i chciałam, aby mnie oprowadziły. To widziałeś tych ludz… te osoby.
J: <zmarszczył się zdegustowany> Ludzi? Powiedziałaś ludzi? Widziałaś napis wchodząc do szkoły? Nie ma tu ludzi! Oprócz Jacksona, który jest traktowany jak śmieć! TAK! Jestem normalsem… <uspokaja się trochę> Jackson jestem.
A: Ana. To wiesz gdzie one są?
J: Nie.
A: To Ty sobie tu siedź i użalaj się nad sobą dalej, a ja pójdę już. <odchodzi>

[Przechodzi obok Sali gimnastycznej i słyszy muzykę]

A: <weszła do środka a tam Cleo rozdaje rozkazy potworniarkom>
C: Ruchy dziewczyny. Jeszcze raz!
<obok niej jak zwykle stoi Ghoulia>
A: <jęczy coś do G>
G: <odpowiada>
C: Czyli jednak nie umie mówić. <cicho>
A: Umiem.
C: <dziwi się> Yyy… Dziewczyny, przerwa. To ja może pójdę po… coś… <znika>
A: Yehhey? \A jej co?/
G: Yeyheyhy. \Nie wiem./
A: Yeeechhheechy. <idzie w stronę Fi i Cl>
F: Ooo cześć.
A: Szukałam Was abyście mi pomogły, bo się tu gubię sama.
F: Jasne, tylko niech skończy się trening.
Cl: <pręży się i wygina>
A: Co Ci się stało?
Cl: Chyba sobie coś nadwerężyłam.
F: Oj przestań. Wszyscy dobrze wiemy, że wolałabyś siedzieć w domu i oglądać Amerykańskiego Potwora zamiast być na treningu.
Cl: Przejrzałaś mnie.
A: A gdzie są te dwie pozostałe dziewczyny?
F: Lagoona ma trening pływacki, a Draculaura flirtuje z jej bratem. <pokazuje Cl>
Cl: <warczy na nią>
F: Taka prawda. Już nie mogę doczekać się kiedy to ja będę umawiać się na tak romantyczne randki. Aż iskrzę na samą myśl. <z jej palców lecą iskry i podpalają książki w rękach A>
A i F: <próbują ugasić książki>
A: <upuszcza je>
A i F: <chcą je podnieść jednocześnie i zderzają się głowami>
F: Czekaj! Ja podniosę. Ty się nie schylaj. <stoi na kolanach i ogarnia książki>
J: <nagle wchodzi> <nikt go nie zauważa> <czyści sobie okularki> <potyka się o klęczącą F i gleba>
A: Ooo Nasz ciamajda.
J: <leży na podłodze> Tylko nie ciamajda! <ogarnia się> Czy… Czy widziałyście może… Sandrę?
F: Sandrę? A po co Ci ona?!?
J: Bo chciałem o coś się jej zapytać…
F: <wredne spojrzenie>
J: No nie patrz tak na mnie. To widziałaś ją?
F: NIE!
J: Dobrze, się nie denerwuj. Cześć. <wychodzi>
A: Coś nie tak?
F: To przez Sandrę. Podrywa mi bezczelnie Jacksona. Też jest nowa tutaj. A może masz ochotę na małe zakupy po szkole?
A: Czemu by nie.
F: To o piętnastej na schodach przed szkołą.
A: Ok.

[Po trzech godzinach wybiła 15:00]

A i F: <spotykają się przed drzwiami wyjściowymi ze szkoły> <przechodzą przez drzwi zagadane>
F: <zauważa na schodach siedzącą S> Co Ty tutaj robisz?
S: Yyy siedzę… „Ale mam Deja vu, jak się o to samo pytałam Jacksona a on mi identycznie odpowiedział”
F: Dlaczego nie było Cię na trzech ostatnich lekcjach? Nie widziałam Cię na korytarzu.
S: Bo zerwałam się z lekcji.
F: A na kogo tu czekasz?
S: Jeny, co to? Przesłuchanie?
F: <zapowietrza się>
S: Już wystarczająco na mnie dziś wjechałaś. Coś jeszcze chcesz dodać?
F: Po prostu masz go zostawić!
S: Powtarzasz się.
A: <stoi jak wryta i się nie odzywa>
J: <spostrzega, że nikt nie zwraca na niego uwagi, więc odwraca się i czmycha>
F i S: <dalej się obrzucają błotem>
F: <po kilku minutach ostrej wymiany zdań> Dobra, chodź kochana. <bierze pod rękę A i odchodzą>

[Po 15 minutach, nadal na schodach]

S: <dalej siedzi na schodach>
J: <zmierza do niej, ale gdy ta podniosła na niego wzrok szybko się odwraca i jak gdyby nigdy nic cofa się> <daje kilka kroków, ale się wraca i podchodzi do S> Cz-Cześć…
S: Siema.
J: Yyy… bo ja… Chciał…bym… z… tobą… <rączki tyłu, nóżka też i się peszy>
S: Może usiądziesz, bo tu tak tańcujesz, a ja Cię nie będę z ziemie zbierać.
J: Nie… Postoję… To… Mi chodzi o to, że… Dobra, usiądę. <siada obok niej na stopniu>
S: Chcę się zapytać coś Ty nagadał Frankie. <spokojnym tonem>
J: Ja?! Nic.
S: To dlaczego się mnie czepia?
J: Nie mam pojęcia.
S: Bo może Wy jesteście razem… <przerywa jej>
J: Nie, nie jesteśmy! <ostro protestuje>
S: To może ona coś do Ciebie, i uważa mnie za rywalkę w tej walce. To śmieszne, jesteś przecież moim kumplem.
J: „Ech.. dlaczego tylko kumplem” Dobrze więc, pogadam z nią.
<rozeszli się do domów>

[W domu Jacksona]

J: Cześć mamo!
MJ: Cześć synku. Jak było w szkole?
J: Jak zwykle.
MJ: Ale nigdy nie mówiłeś jak to jest, jak zwykle.
J: Idę do siebie. <cały czas mówi smutnym tonem>
MJ: Ale zaraz obiad.
J: To mnie zawołasz. <poszedł do swojego pokoju, siadł na łóżku i zadzwonił do F> Cześć Frankie.
F: Oh, Jackson! Co tam u Ciebie?
J: Yyy… Masz czas żeby się ze mną spotkać?
F: Jasne, że tak. „Z tobą zawsze.”
J: Dobrze, więc kiedy mam po Ciebie wpaść?
F: Za 40 minut?
J: Ok, do zobaczenia.
F: Pa, pa. <rozłącza się i z piskiem pada na kanapę łapiąc jednego z błyszczórów> Oh Gaga, moje marzenia się spełniają.
Błyszczur: <piszczy radośnie>

[40 minut mija. Dom Frankie]

J: <podchodzi do drzwi, ale nie zdąża do nich zadzwonić, bo te nagle się otwierają>
F: Witaj. <mówi tajemniczo>
J: Ta, cześć.
F: „Błyszczury radziły mi grać tajemniczą” To idziemy?
J: Tak. <idą kawałek>
F: <przyczepia mu się do ramienia>
J: <jako, że to ciamajda nic z tym nie robi mimo, że mu to nie odpowiada> Może usiądziemy?
F: Oczywiście. <Siadają, ale wciąż jest do niego przyczepiona>
J: Muszę coś powiedzieć… Tobie…
F: Taaaak? <trzepocze rzęsami>
J: <wyjmuje rękę z jej objęcia> Posłuchaj… Co… Co mówiłaś Sandrze?
F: Nic, yyy, tylko żeby się odczepiła od Ciebie, bo jest strasznie natrętna.
J: Wcale, że nie. <chwila ciszy> Czy Ty? Czy… Ty… <spogląda jej w oczy> Czy Ty… Mn.
F: <nadzieja, że zaraz wyzna jej miłość>
J: Dlaczego uważasz, że jest natrętna. <nagła zmiana tonacji>
F: Bo ciągle się pyta o Ciebie.
J: Pyta się? Naprawdę. <nadzieja i zadowolenie>
F: Tak, to jest irytujące.
J: „Wcale, że nie. To jest…”
F: Chciałeś się zapytać czy ja coś tam.
J: Tak… Czy… Ty… coś do mnie… czujesz?
F: Tak! <odpowiada bez namysłu>
J: <dziwi się> Nagle zrobiło się tu gorąco… <przemienia się>
Dj: Witaj iskierko, Twój D.J. już jest. <przytula ją do siebie>
F: „Co się z nim stało?” <tak się podkręca, że aż razi go prądem>
Dj: <odskakuje od niej> Wow, chyba muszę zacząć nosić aluminiowe gatki.
F: <śmieje się> <próbuje go pocałować> Kocham Cię.
Dj: <zbliża się do pocałunku>


[W tym samym czasie, kawałek dalej]

Ab: Ross odejdź, bo naprawdę nie ręczę za siebie.
R: Abeby, moja lodowa księżniczko, dlaczego kryjesz ten ogień, który jest pomiędzy nami?
Ab: Nie kryję, bo GO NIE MA! <rzuca śnieżką, ale nie trafia w R tylko w Dj>
R: <spogląda w miejsce wylądowania pocisku przeznaczonego dla niego> Jackson?! Co Ty tu robisz?
Dj/J: <ogarnia z siebie śnieg> <przemienia się> Co się dzieje? Frankie, co Ty robisz?
F: <odsuwa się speszona> Nic…
R: <podbiega do J> Kuzyn, co Ty tu robisz? Ty na randce? Poziom mojego szacunku do Ciebie wzrósł znacznie.
Ab: <też podbiega> Przepraszam Cię Jackson. Celowałam w tego palanta. <wskazuje R>
J: Nic nie szkodzi. Muszę iść do domu się przebrać.
F: To ja Cię odprowadzę.
J: <nie zdąża zaprotestować>
F: Noo chodź, bo się jeszcze zaziębisz. <odchodzą jakiś kawałek> <wraca do tematu> Więc… czy Ty mnie też?
J: Co ja też? Czekaj, chwileczkę! Bo mam pytanie <zatrzymuje się na środku chodnika>
F: Tak?
J: Bo jest taka sprawa. Bo jakbym był zakochany w… znaczy się. Jest pewien chłopak. <szybko się poprawia> Co jest zakochany w pewnej dziewczynie, ale ona uważa go za kolegę.
F: „Przecież mówiłam mu, ze nie jest tylko kolegą.”
J: A więc jak mam pow… znaczy jak ON ma powiedzieć, że czuje coś do niej?
F: Ja Ciebie też.
J: Co Ty mnie też?
F: Noo mówisz, że chcesz wyznać dziewczynie, że ją lubisz, ale się wstydzisz. Więc ja powiem to co Ty nie możesz. Ja Ciebie też kocham.
J: Naprawdę myślisz, że tak by powiedziała?
F: Yyy, no pewnie… <nie za bardzo wie o co chodzi>
J: Dzięki Franki, ta ja idę jej to wyznać. <biegnie> <odwraca się i w biegu żegna z F>
F: Yyy <skołowana> ale… to ja… Cię… <siada na krawężniku i zaczyna płakać> <nagle dzwoni do niej jej trumnofon> <ogarnia się i patrzy kto dzwoni>
A: no cześć, czemu tak długo nie odbierasz? Chciałam się dowiedzieć, czy to zadanie ze szporachunków jest dla chętnych?
F: Chyba tak, nie wiem. Nie mam do tego głowy.
A: A co się stało?
F: Nie ważne… Pamiętasz tą dziewczynę na schodach przed szkołą?
A: Tak.
F: Ona mi działa na nerwy. Najprawdopodobniej ukradła mojego chłopaka.
A: Z tego co ja wiem to Jackson nie jest Twoim chłopakiem.
F: Ale by był, gdyby nie pojawiła się ona! <wrzasnęła>
A: Ale jesteś pewna, że ona coś do niego, noo wiesz.
F: Nie na 100 procent, ale coś za mocno się do niego klei. Muszę coś z nią zrobić.
A: A co?
F: Jeszcze nie wiem, ale nie będzie to przyjemne.
A: Mówisz poważnie?! To straszne, a jak się mylisz?
F: Dlatego, zacznę działać dopiero jak się upewnię!
A: To trochę mnie uspokoiłaś. Dobra, to pa.
F: Pa. <rozłącza się i idzie do domu w depresyjnym nastroju>

[Jackson powraca do domu]

J: Mamo! Gdzie jesteś? <od progu krzyczy w euforii>
MJ: W kuchni!
J: Muszę Ci coś powiedzieć. <wchodzi do pomieszczenia>
MJ: Tak, o co chodzi? <odwraca się>
J: <widzi jak jego matka ma ręce ubrudzone czymś czerwonym> Co… Co Ty…?
MJ: Spokojnie, to tylko keczup.
J: Szczerze mówiąc to ostatnio keczup też jest przerażający.
MJ: <śmieje się> Pamiętam… Więc w czym problem.
J: A więc pamiętasz jak ścierała ze mnie keczup.
MJ: Tak.
J: Bo o nią właśnie chodzi.
MJ: ?
J: Bo jak już mówiłem ona mi się podoba, ale nie wiem jak mam jej to powiedzieć. Frankie doradziła mi żebym powiedział prosto z mostu.
MJ: Zależy jako ona jest. Żebyś jej nie przestraszył tym wyznaniem.
J: Ona jest chyba taka, że nie lubi owijania w bawełnę.
MJ: No to spróbuj, jak nadarzy się okazja.
J: Dzięki mamo. <przytula się do niej>

[U Sandry]

S: Wreszcie w domu. <zamykając drzwi rzuca torbę i pada na wyrko>
Pś: Gryw. <wydał dźwięk ze swojego terrarium>
S: Noo cześć Patryczku. Co robiłeś dziś szalonego?
Pś: Grywww <wychodzi ze swojego lokum i idzie do S>
S: Mówiłam, żebyś nie wychodził sam.
Pś: <staje na chwile i robi smutne oczka> Gryw.
S: No dobrze, chodź.
Pś: <ucieszony „biegnie” do niej>
S: <przytula ślimaka, po czym sadza go sobie na ramieniu i idzie coś zjeść> <wchodzi do kuchni i kładzie ślimuna na blacie> Co by tu wszamać? <otwiera lodówkę i wyciąga coś do podgrzania na patelni> <kładzie więc to coś na patelnię i na ogień>
Pś: <kręci się po blacie i powarkuje> Gryw. <zainteresował się cosiem i łypnął do patelni>
S: Ej, uważaj na swoje szperacze Patryś. <podnosi go> Ty ciekawski ślimaku, ty. <głaszcze mu czułki>
Pś: Grrryw <mruczy z rozkoszy>
<dzwoni telefon S>
S: Poczekaj Patryś, tylko nie tykaj patelni. <odbiera telefon> Słucham?
J: Cześć Sandra, chcę Ci coś powiedzieć, spotkajmy się! <mówi prawie jednym tchem>
S: Yyy. Ty chcesz jako Jackson czy Didżej?
J: Jackson!
S: Dobra, ale właśnie wróciłam i przygotowuję sobie żarcie… i w sumie wypadałoby odrobić lekcje, że w poprzedniej szkole tego nie robiłam to chociaż tu zachowam pozory.
J: Mi zawsze pasuje, powiedź tylko, kiedy.
S: W sumie to nie wiem czy to dobry pomysł. Franki będzie się czepiać, czy coś.
J: Spokojnie, gadałem z nią. „Proszę zgódź się.”
S: Dobra, za godzinę u mnie.
J: Tak! <radość z niego wypływa>
S: <zdziwiona się nie odzywa>
J: To znaczy <szybko się poprawia> Tak, będę. <mówi ze spokojem> Mama!!! <drze się z innego pokoju>
MJ: Co się stało?!
J: Zgodziła się!
MJ: Cieszę się, tylko nie bądź zbyt nachalny.
J: Spoko, mama.
MJ: I weź coś, co Cię schłodzi, abyś nie wypalił z Diżejem.
J: <baręczy coś sobie pod nosem>

[Po godzinie u Sandry]

S: Dobra Patryś, zaraz tu będzie. Właź do domu.
Pś: Gryw. <z dezaprobatą>
J: <stoi z kwiatkiem przed drzwiami>
S: <otwiera mu i się dziwi>
J: Kwiatek dla Ciebie. <podaje go S speszony>
S: Kwiatek?
J: <przytakuje>
S: Po co?
J: <dziwi się> Jak to po co? Bo jesteś dziewczyną i Was kręcą takie rzeczy.
S: Jestem trochę inną dziewczyną, niż reszta.
J: „Hura!”
S: Hehe
J: „Czy ona umie czytać w myślach?”
S: Tak.
J: <zong> Co?
S: Tak, zdążyłam zjeść, więc nie wyciągnę Cię na pizzę z keczupem, hehe.
J: „Ufff” To gdzie idziemy?
S: <bierze od niego kwiat> Poczekaj, włożę go do wody. Może wejdziesz na chwilę?
J: Nie, zaczekam tu.
S: <wstawia krzaka do wody i wraca do J> To gdzie idziemy?
J: Przed siebie?
S: To nie wiesz? No to idziemy spontanem.
J: Kto to jest Pontan?
S: Nie Pontan, tylko spontan. Czyli na żywioł, bez planu, improwizacja…
J: Aaaa, już kumam.
S: Hehe, Ty jak coś powiesz to… <obejmuje go po przyjacielsku>
J: „ Fajnie, szkoda, że nie bardziej romantycznie” Idziemy do parku?
S: Spoko. <puszcza go>
J: „Było miło, ale się skończyło”
<podchodzą do jakiejś ławeczki i rozsiadają się na niej>
J: <nerwowo skubie rękaw swojej bluzy>
S: Więc co chciałeś mi powiedzieć?
J: Emmm… No bo ja… tego… <jest zmieszany>
S: ???
J: Pp…p… Podobasz mi się…
S: <lekko zdezorientowana> To jakiś żart?
J: Niee… Czemu tak sądzisz?
S: Bo… nie wiem… ale… jak? Jesteś chory? Masz gorączkę? <sprawdza jego czoło ręką zimną jak lód> Hmm… Jednak wszystko z Tobą w porządku.
J: No tak! A co niby miałoby być nie tak?
S: Nie wiem. Może pierwsze symptomy głupawi?
J: Możliwe, ale akurat nie w tym momencie…
S: To co Ci się stało, że wzięło Cię na takie wyznania???
J: Podobasz mi się, to tak trudno zrozumieć?
S: Tak, bo jeszcze nikt mi czegoś takiego nie powiedział…
J: To w takim razie, miło mi, że jestem pierwszy…
S: Nie ciesz się tak. Nie wiesz jaka jestem gdy ktoś mnie bardziej pozna…
J: Niespodziewanie wpadasz na ludzi? Spoko, mogę się przyzwyczaić.
S: A co, podobało Ci się? <uśmiecha się zalotnie>
J: <spogląda na nią> Było cokolwiek niezręcznie, ale… następnym razem ostrzegaj.
S: To ostrzegam. <zamienia się i siada mu na głowie> <piszczy po nietoperzowemu i wtula mu się w czuprynkę>
J: Eeej… <lekko się chwieje>
S: Ii-i-iii-i \Nie bujaj tak, bo choroby morskiej dostanę./
J: <stabilizuje się, siedzi przestraszony i czeka>
S: <schodzi niczym opętane dziecko po ścianie, na ramie J i ociera się pyszczkiem o jego policzek>
J: Dlaczego nie zrobisz tego w ludzkiej postaci?
S: <zleciała na ławeczkę i zmieniła się> A co będę z tego miała?
J: Emm… przyjemność…?
S: A jaką masz pewność, że Ty mi się też podobasz i będę chciała z Tobą być?
J: <spuszcza głowę i zaczyna dłubać butem w ziemi> No właśnie żadnej… <spogląda powoli na nią psimi oczkami>
S: Tylko tak na mnie nie patrz.
J: Jak?
S: Noo… TAK… Tak błagalnie.
J: Oh wybacz.
S: … Wybaczam… <kładzie dłoń na jego>
J: <spogląda na nią i uśmiecha się>
S: <odwzajemnia uśmiech>
J: Czyli, że mam jakieś szanse?
S: Jakieś tam masz. Hehehe
J: <śmieje się razem z nią>
S: <przytula się do niego>
J: <zdziwiony milknie> … <obejmuje ją>
S: <zaplata palce z jego palcami na ręce, którą na niej trzyma>
<chwile trwały i trwały. Jackson rozpływał się w objęciach Sandry, Było mu tak błogo jak nigdy dotąd. Nie chciał, aby kiedykolwiek opuszczali to miejsce>

[Następny dzień w szkole]

<wielkie wejście S i J do szkoły> <idą korytarzem trzymając się subtelnie za palce robiąc haczyki>
A i F: <stoją i wyciągają książki z szafek>
F: <do A> Teraz masz wystarczający dowód???
A: <ze zdziwienia otwiera usta> Tak… To wystarczy.
F: Pomożesz mi?
A: Oczywiście, tylko jak? Masz jakiś plan?
F: Chyba tak. Ale będzie trzeba poczekać na odpowiedni moment. <uśmiecha się złowrogo>
<S i J rozłączają się, S idzie do szafek, a J podchodzi do F>
J: Cześć. Chcę Ci podziękować Frankie. Zrobiłem jak proponowałaś i udało się.
F: Zauważyłam. <wymusza uśmiech> Wybacz, ale muszę już iść. <ciągnie A za sobą>
J: <zdziwiony> No dobrze. Na razie.
S: <patrzy za F i A> Co tak uciekły jak oparzone?
J: <wzrusza ramionami>

[F i A udają się do toalety]

F: <złą jak nie wiem, strzela iskrami na wszystkie strony> Zrobiłem jak proponowałaś… <parodiuje jego głoś> Tyle, że ja nic nie proponowałam, a mówiłam wprost!
A: <stoi przy ścianie i patrzy na mrugające światło> Rozumiem, że jesteś zła, ale spróbuj się chodź trochę uspokoić, bo przeciążysz instalację.
F: Oj… <nieznacznie się uspokaja>
A: Nie za bardzo wiem o co chodzi, ale po tym co się przed chwilą stało wnioskuję, że coś mu zasugerowałaś, a on wykorzystał to przeciwko Tobie, tak?
F: Zaczął zadawać różne i dziwne pytania, zrozumiałam, że pyta czy go kocham, więc mu mówię, że tak, a on ni stąd ni zowąd sobie po prostu odchodzi… A dziś rano co widzę?!!
A: Hmm… Może mu źle przekazałaś swoje intencje?
F: Chyba żartujesz!! Powiedziałam mu prosto z mostu co czuję! Chyba tylko debil by nie zrozumiał… <znów zwiększyła ilość iskier> <poszło światło>
A i F: Świetnie.
A: Czyli on jest debilem skoro nie zrozumiał. Może znajdź sobie kogoś mądrzejszego? Widocznie są siebie warci.
F: Łatwo Ci mówić, odkochać się to nie tak prosta sprawa.
A: Noo, zapewne.
F: <rozpłakała się>
A: Nie płacz, bo jeszcze Ty będziesz zmieć jakieś zwarcie>
F: Jak mogę nie płakać w takiej sytuacji?
A: Nie wiem, pomyśl o czymś przyjemnym.
F: Dobrze… Pamiętam jak wybrałam się na zakupy ze straszyciółkami… Następnego dnia popisywałyśmy się nowymi rzeczami… <uśmiecha się> Następniejszego dnia podszedł do nad Jackson… <wpada w spazm>
A: Ale było blisko. Nie wiem jak mam Cię pocieszyć. <dzwoni dzwonek> Chodź na lekcje, przestaniesz myśleć o tych głupkach.
F i A: <wychodzą z łazienki>
F: <widzi jak S nadal stoi przy szafkach i gada z jakimś chłopkiem roztropkiem> No popatrz, kolejnego zarywa…
A: <zamyka drzwi i patrzy we wskazanym kierunku> <teraz robi jeszcze większego karpia> PATRICK!
F: Kto to Patrick?
A: Chłopak który… mi… kolega po prostu.
F: Mi możesz powiedzieć.
S: <w tym samym czasie śmieje się z P>
A: A tak w ogóle to Ty chodzisz do tej szkoły dłużej, a nie wiesz kto to Patrick?
F: Nie, nie słyszałam o nim. To ten drewniakowaty?
A: Tak… drewniakowaty…
F: Czym on w zasadzie jest?
A: Entem, też miałam z tym problem. <uśmiecha się do F>

[Jak to się stało, że S poznała P]

<szkoła, przed szafkami, S wyciąga książki. P idzie z tym samym zamiarem, a szafki mają obok siebie> <S niechcąco zatrzaskuje się szafkę, męczy się z drzwiczkami, w tym momencie P podchodzi do szafki i również chce je otworzyć> <po chwili udaje się jej otworzyć wredną szafkę i P obrywa drzwiami tak mocno, że aż parę liści mu z głowy spada>


[W klasie]

F: <skubie nerwowo szwy na ręce>
A: Czym się denerwujesz?
F: A jak myślisz?
A: Aaa, spróbuj o tym nie myśleć. A co Ty na to żebyśmy po lekcji gdzieś wyszły?
F: No nie wiem…
A: Bez wymówek! Przestań marudzić…
F: Ale…
A: Żadnych ale, zabieram Cię do siebie po zajęciach. <mówi z uśmiechem i wraca do pisania notatki w zeszycie>
F: Ech… <wzdycha, ale w głębi duszy dziękuje koleżance za chęć pomocy>

[Po lekcji dziewczyny razem wracają do domu A]

A i F: <idą i gadają>
F: <udaje się jej jakoś zapomnieć o problemie>
A: <opowiada o czymś zabawnym> <przechodzą obok domu S> <A widzi jak S i J żegnają się przed drzwiami> Yyy, wiesz co? Chodź tam. <pokazuje przeciwny kierunek>
F: Ale dlaczego?
A: Tam jest… Wyprzedaż! <zadowolona z siebie, że udało jej się wymyślić coś, aby F się nie połapała>
F: I dopiero teraz mi mówisz o tym?!
A: Y… bo teraz mi się przypom… <nie zdąża dokończyć, bo F ciągnie ją za rękę>

[W domu S, w tym samym czasie, co przechodziły obok A i F]

S i J: <nie zauważają ich, są zajęci sobą>
J: <przytulony do S> Nawet nie wiesz jak się cieszę, że Cię mam.
S: Chyba wiem… Bo też się cieszę, że Cię mam.
J: <odkleja się od niej>
S: Coś się stało?
J: <patrzy na podłogę>
S: Hej, co jest?
J: <spontanicznie całuje ją>
S: <teraz to ona go od siebie odkleja>
J: Przepraszam… Tak, wiem… nie powinienem.
S: Głupek. <rzuca się na niego całując>
J: <po chwili> Czyli nie jesteś zła?
S: Oczywiście, że nie.
J: Ale ja nie umiem całować…
S: Ja też nie.
J: Czyli to też był Twój pierwszy pocałunek?
S: „Oczywiście, że nie, ale jak powiem, że tak to może poczuje się lepiej.” T-tak.
J: To niezłą jesteś. <rzuca się jej na szyję>
S: Dobrze, już… Spokojnie. <gładzi mu czuprynkę>

[Następny dzień w szkole]

Du: <bierze książki z szafki>
P: Siema. Wiesz coś może o tej nowej?
Du: O Sandrze?
P: Nieeee, ją to już znam. O tą Ząbkę mi chodzi.
Du: To jest jakieś nowe zombie w szkole?
P: Tak, zaczepiła mnie jak sapałem…
Du: <przerywa mu śmiechem>
P: To nie jest śmieszne.
Du: Wręcz przeciwnie, to jest bardzo zabawne.
P: Dobrze, niech Ci będzie. To wiesz coś o niej?
Du: W ogóle o nikim takim nie słyszałem.
P: A idź tam. <macha na niego> Chodzisz z najpopularniejszą dziewczyną i nic nie wiesz o newsach szkolnych?
Du: Powiem szczerze, nie interesuję się szkolnymi „njusami” <pokazuje cudzysłów palcami>
P: <zdziwiony>
Du: No ca tak patrzysz?
P: Nie ważne. Dzięki za… nic.
Du: Nie ma sprawy, ziom. <uśmiecha się>

[Patrick błąka się po szkole]

A: <idzie i wpada na zamyślonego P>
P: Jak łazisz?! O Ana, sory, nie poznałem.
A: <pociera obolałe czoło> Siema.
P: Właśnie Cię szukałem, spadłaś mi z nieba.
A: Tak spadłam z tego nieba, że wpadłam na Ciebie.
P: Hehe, ale przynajmniej już nie muszę Cię szukać.
A: No dobra, to co to, to co chciałeś?
P: ?
A: „Dlaczego przy nim mi się język plącze?” Sory, plątek mi się jącze.
P: <wpada w niesamowity śmiech>
A: <wzdycha> Więc co chciałeś?
P: Plątek jącze, dobreeeee. <mówi przez śmiech>
A: Cieszę się, że Cię rozbawiłam, ale powiesz wreszcie do czego Ci jestem potrzebna?
?: Aaaaaa <słychać przeraźliwy krzyk>
P: Kto to?
A: Patrz tam! <pokazuje w kierunku krzyku>
Cl: <biegnie i warczy> Auuuu <wyje>
P: O nie! Pełnia! <łapie A za rękę> Musimy uciekać! <ciągnie ją za sobą by gdzieś się ukryć>
Cl: <biegnie po szkole> <wpada na S i chce ją zjeść>
S: <podrapana próbuje ją od siebie odciągnąć>
Cl: <gryzie ją w rękę parę razy>
S: <odgryza się>
<kilka osób się zbiega i patrzy na walkę wilczycy z wampirzycą>
Cw: <próbuje je rozdzielić> <odciąga Cl>
S: <krew ścieka jej po wardze i ramieniu>
Cw: Clawdeee! Opanuj się!
D: <przybiega pomóc Cl>
S: <ogarnia się i próbuje wstać>
Cl: <warczy>
D: Clawd! Zabierz ją stąd!
Cl: <wyrywa się i dopada S> <wgryza się jej w szyję>

S: <umiera>

...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze, są one dowodem na to, że blog jest czytany co za tym idzie lubiany. Cieszę się, że moja praca się podoba i postaram się jej za szybko nie zaprzestać.